Kwatery Prywatne Kino Iskra W Augustowie

Kwatery Prywatne Kino Iskra W Augustowie

Synkowi jako lapoński to nie wojny idzie dalej a kto gdzieś około pięćdziesiątki. Trzymam się ogona, ale coś ciężko się jedzie. Nogi nie chcą kręcić, tętno wysokieażdym kilometrem odczucia coraz gorsze. Oglądam się za siebie, jestem ostatniierwszej grupie. Czyli gdzie być powinienem niby, ale ciężko się utrzymać. Odpadam trzy metry, dociskam, spawam, doskakuję zmęczony do koła. Znów odpadam… co jest Nie jestemtanie jechać odpowiednio mocno, odchodzą zawodnicytórymi zwykle jeżdżę. Koło piątego kilometra myślę: to nie jest mój dzień Całą trasę przejeżdżam bez błędu, wypięcia czy upadku, dobrze technicznie. Jadę mocno, coraz lepiej się noga kręci. Długi ten maraton. Garmin pika 60-ty kilometreszcze prawie dycha przed nami. Mniej więcej tutaj widzę następnej górce… Saszę. No tego jeszcze nie graliym sezonie, albo nawet od dwóch. Żebym Saszę dognił, to musi być całkiem dobrze. Ale szybko go dochodzęiem, że coś jest nie tak. Rzucam „co się dzieje Bomba krzyczy. Mijam go szybkoędzę dalej. Trzyma sięyłuasięgu wzroku, ale koła nie jesttanie utrzymać. To nie był dla mnie aż tak dobry dzień, po prostu dla Saszy był jeszcze gorszy. Zaliczył bombęajgorszy startezonie. Tutaj już jadę sam, peletonik się porwał. Gdzieśrzodu widzę Marcinóworradoliskiej, Tomekbstu teżrzodu mocno pojechałndrzejemS. dojazdowy asfalt pod Jesionową wpadam ze stratą kilkudziesięciu metrów za Marcinemliskiej. Pierwszy podjazd, powoli go dochodzę, ale zjazd robię jeszcze za nim. Zakrętrawonów pod górę. Dociskamiorę go. Następny jest Marcinorrado. Też go powoli dochodzę. ostatnim zakręcierawo przed drugim zjazdem wyprzedzam go po wewnętrznejjeżdżam pierwszy, zaczynamyej kolejności ostatni podjazd. Nogi już ledwo kręcą, słyszę tuż za sobą Marcina. Dookoła doping, ludzie robią zdjęcia, krzyczą. Słyszę„Adaś dawaj, dawaj„Jeszcze trochę, ostatnie metry Widzę Alę po lewej cykająca zdjęcia. Tuż za sobą słyszę jak Marcin przyśpieszaest coraz bliżej. Kątem oka widzę jak mnie powoli bierze. już nie jestemtanie przyśpieszyć. Niestety przegrywamim ten finisz pod gorę. Później mówi„postanowiłem tym razem nie odpuścićhoć raz wygrać finiszu Udało mu się Ostatecznie nie wyszło źle. 34 miejsce Openiejsceategorii, 872 punkty do klasyfikacji zdobyte. Wynik, któryeszłym sezonie byłby wynikiem najlepszym wśród wszystkich startówrałbym goiemnoym roku, po naprawdę dobrze kilku pojechanych maratonach, pozostaje pewien niedosyt. Nie wiem, co się działo początku, co nie zadziałało. Nie eksperymentowałem, wszystko standardowo: przygotowanie, żarcie, suple, rozgrzewka itduszyć początku był problem Dobrze, że sięorę obudziłemygramoliłemego lejaiedzielaierpnia 2013 Komentarzedobyłemym sezonie jedną niebywałązadko spotykanąeletonie zdolność. Zdolność bywaniaieodpowiednim miejscułym czasie Dwa kilometry do mety najlepiej pojechanego maratonuyciu, ostatni kilometr szutru przed asfaltem. Kraksa przede mnątaq nie jest gdzieśrzoduoku, nie jest cztery metryyłu, mógłby to wyminąć, przeskoczyć, może nawet spróbować przelecieć. No nie, oczywiście że nie Jest centralnie za zawodnikiem, który kładzie się po bliskim kontakcieimś innymie czasu żadną reakcję tylko jest efektowne OTB Gdyby ktoś się zastanawiał jak się mają moje ładne, zagojone, stylowe blizny prawym kolanie po maratonieasilkowie, to odpowiadam. Już ich nie są zeszlifowaneędą nowe, do których będę się musiał przyzwyczaićliwka będzie smutna, mówiła: tatuś, ale masz ładne serduszko kolanieak wielka niewiadoma co do nowego kształtu prawego kolanaego blizn. Mam nadzieję, że niedługo limit mojego pecha się wyczerpieowyższa zdolność wcale nie będzie potrzebna Zaczynając od początku, czyli pierwszego sektora startowegotórym się znalazłem Zostałem wyczytany, pełnoprawnie wlazłemśród samej elity MK stałem sobiełońcu, czekając start. Nie opóźnionyprawny, trzeba dodać. Oczywiście początku zostaje trochęyłu, trochę asekuracyjnie jak to zwyklenie bywa, bez przepychaniapecjalnej walkirugiej linii spadłem gdzieś do czwarteja pierwszy wirażewosfalt tak po wewnętrznej wszedłem. Czołówka nie rozciągnęła się od razuupą jechaliśmy. Zakrętrawozutrługa prosta. Ogień od razurochę rozciągnięcia. już powoli walkaozycję. Cały czas gdzieś trochęyłu, ale mam kontaktzołówką. razie wszystko nogi podają, serce wytrzymuje, tętno pod 190, ale dobrze się jedzie. Trochę pyłurz dławi. Przejeżdżamy przez miejscowość Gruszki, zaraz mostek przez rzeczkęierwszy delikatny podjazd którym deptam pedałyrodkiem wyprzedzam kilku zawodników. Wjeżdzamyasobi się chłodniej, podłoże bardziej stabilne, szerokorosto. Można grzaćormuje się grupa zawodnikówtórymi jadęasadzie do końca. Obok mnie czerwono-czarno od koszulek ze Sprintu. Jest Groszek, Izzy, Krzysiek, Michał, Marekeszcze kilku. razie współpraca idzie dobrze, trochę jeszcze ciasnoymijania słabszych zawodników, ale widać że „idzie Gdzieś dopiero tutaj po kilku kilometrach zauważam, ze odczyt Garmina mam, ale zapisu już nie. Zapomniałem włączyć start mecie Ok 10 km trafiam Saszę… zerwany łańcuch. Trzymaęku swoje wiszące nieszczęścieołakuwacz. Nie mam ani skuwacza, ani spinki więc jadę dalej. Później okazuje się, ze Boguśółmaratonu