Części małpy swoją współczesność jego strony latach baśń jima właściwie bzdurami, których nie chcę nawet wymieniać. Okrzyki wznoszoneęzyku niemieckimodzaju „es lebe genose Stalineszcze inne „trele-morele natomiast swoich tobołach, niczym honorowej trybunie, odbieramy defiladę. To nic, że głodni, brudni, niewyspani, mamy jednak niezły ubaw. Nie wiem, co zadecydowało, może humorystyczna sytuacja, jaka wytworzyła sięrakcie pochodu, kiedy to kilkaset par oczu zaciekawionych, zwrócone było nas. Po pochodzie przyszedł do nas przedstawiciel kołchozu, słusznego wzrostuuszy mężczyzna, Niemiecazwisku Oksznajmił że kilka dni pozwala wprowadzić się do małej kuchenkiymże budynku. Musimy jednak szukaćiędzyczasie mieszkania, gdyżantorze przeprowadzany będzie remontie mowy żebyśmy wówczas przebywali. Narazie dobreo, przyzwyczajamy się powoli żyć dniem dzisiejszymie myśleć, co będzie jutro; będzie, co Bóg daym pierwszym mieszkanku siedzimyygodnieie kilka dni. Mama cały czas szuka kwatery, również rozpytujemy się wszystkie strony. Zapoznaliśmy się już0- rodzinamiołkowyskakolic przywiezionymini wcześniej. Są toołkowyska kolejarska rodzina Grochowskich urzędnicza rodzina Jankowskich Ze Mścibowa: Tychanowiczowa nauczycielkawoma synami Adamemienkiem. Balcerowaorosłą córką Felkąynem Czesiem rolnicy Pieńkowscy0-letnim synem Kostkiemkolic Wołkowyska rodzina ziemiańska: Bzowska herbu Jenotaej siostra Steckiewicz niezamężna, obieodeszłym wieku, Mieczysław Wierciński inżynieroktor medycynyego bratowa Wiercińska, żona aresztowanego ziemianina obydwoje staruszkowie. Dwóch braci Kulikówonami tylko co poślubionymiatką, rolnicy Zarazierwszym tygodniu naszego pobytu poraża nas wiadomośćmierci 20-letniego Wacka Kozubskiego, syna burmistrzaołkowyska. Zmarłyrostka robaczkowego, pozostała zrozpaczona matka, babcia staruszkadziwaczały brat matki, były carski oficer Konstanty Zajączkowski. Przebywaliowo-Chersonceprócz nich równieżołkowyska: Dziekońskaórką Jadzią, żona wojskowego, Macieszynaórką Basią, żona wojskowegoilkowska, ciężko chora serceórką Jolą Wszyscy dzielimy ten los, najgorzej jest licznej rodzinie. Wreszcie mama ubłagała kobietę Annę Benner, której mąż coaz przebywałięzieniuo prawda niechętnie, ale przyjęła nas okres letni jedynie, gdyż później wracał mąż. Miała dwóch chłopców Sanderaeinrichaieku przedszkolnym. Czas leci szybkonowu trzeba szukać kwatery. Dwaj starsi bracia Gienekntek są od czerwca zatrudnienizw. polowej brygadzie. Praca jest ciężka, od świtu do nocy bez względu pogodę. Wyżywienie marneoda wagę złota, dowożona stepeczce ciąglebyt małej ilości. odo czerwca jako zdolna do pracy chodzę do przebierania kartofligromnej, kołchozowej piwnicy, tuż pod oknem „predsiedatiela Piwnica ciemna, oświetlona jedynie niemiłosiernie kopcącymi kagankami. Do pracy zaangażowane są przeważnieieku więcej niż średnim kobiety. Dyryguje nami dość korpulentna osobaałym garniturem metalowych zębów, bardzo gadatliwaesoła „weis jak ją wszyscy nazywają. Ciągle nawija coś po niemieckuhyba do śmiechu, wszystkie kobiety śmieją się. czuję się jak „tureckim kazaniu” ale pracuję solidnierakcie zauważam, ze co większe, gładsze kartofle odrzucone sąat ale specjalnie nie interesuje mnie to. Późnym popołudniem po fajerancie wychodzę pierwszakopcona dokładnieosem czarnym niczym komin idę do domu. Domyć się jest trudno, gdyż nie mamy ani kawałka mydła sklepie kołchozowym jest ono sprzedawane jedynie według listy. drugi dzień sceneria taka samaym, że przed zakończeniem pracy czuję wyraźnie, że kobiety rozmawiająnieewnym momencie podchodzi do mnie „weis Katrinaówi, abym włożyła do wiadra kilkanaście ziemniakówaniosła je do domu. Nie muszę się zbytnio obawiać, gdyż ziemniaki są własnością kołchozuie państwowe, jak zboże, toary surowej nie będzie. wszystkie bierzemy, gdyż to jest jedyna zapłata, innej nikt nie otrzyma. One wiedzą, że mojej rodzinie jest ciężkorzyda się trochę kartofli. Stałam niezdecydowana, więc panie same zakrzątnęły się, nakładły ziemniaków do wiadra, przykryły ścierką, którą kładłam pod kolana „błogosławieństwem” wyprawiły do domuutaj tragedia. Mama moja, zobaczywszy mnieiemniakami, omal nie dostała zawału. Natychmiast czarny scenariusz, że mnie złapią, aresztują, zakująajdanyoniec świata. Nie wiedziała nasza biedna Mateczka, ile jeszcze takich stresów będzie musiała przeżyćrzyszłości, aby uchronić się od śmierci głodowej. razie zapewniłam Ją, że wszystko jestorządkuic nie grozi, gdyż to jest taka nieoficjalna zapłata za pracę. Moje współpracownice uświadomiły mnie, abym nie przykładała się zbyt gorliwie do pracy, to dłużej wystarczy. Ciągnęła się prawie miesiący zajadaliśmy się zdobycznymi kartoflami wszelkie możliwe sposobywaterą jest tragicznie, naciska, aby wyprowadzać sięy nie mamy gdzie. Wreszcie „ofertę” składa Kazach Kajrnas Szemergienow. Mieszka wspólnieonatym bratem Kojbegerem, jego żoną Rakiwąóreczką Ajkenednej ziemiance, ale brat zajmuje jedną izbęnatką staruszkąratem kawalerem Sarkenem drugą. również jesttanie wolnym. Nie mieliśmy żadnego wyjściausieliśmy pożyczonym wózkiem przewieźć nasze tobołki do tej nory. Boże! lepiej było ulokować się samym dnie piekła. Zarazierwszą noc oblazły nas roje pluskiewszów. Najmłodsza siostra dostała temperatury, myratem Walkiem uciekliśmy dwór, powłaziliśmyrezentowe workiegliśmy starej słomie. opadły nas chmary pcheł. Opiszęrubsza, jak wyglądało „mieszkanie Stara, zaniedbana ziemianka; wstępie wąski korytarzyk bez drzwi, wchodziło się do niego przez metrowej wysokości dziurę. Po lewej stronie izba Kojbagaraodziną, po prawej Kajrnasaatkąratem. Drzwi byle jakie, niskie, ażurowe. Pod progiem zwały ziemi naniesione przez myszyewej strony palenisko bez kominaaraz prycze całej powierzchni tej kajutki, zaścielone kawałkami brudnego wojłoka naszpikowanego wszami. Między deskami pryczy dziesiątki tysięcy pluskiewod pryczą karaluchyzczycie malutkie okienko, ścianie półkazw.„posudą drewniane miseczki pijałki, mały czajniczek do parzenia herbaty, kilka drewnianych łyżek, kilka glinianych dzbankówącie pryczy duży samowar węgle, paleniskuamieni patelniazugunki do tego brudne, zapuszczone wiadrotary czajnik, służący do obowiązkowej ablucji, własność matkiały kuferek. To był cały majątek rodziny od 20- lat pracującejołchozie. Nic dodać, nic ująć. Czyż może być ktoś szczęśliwszy od sowieckiego, wolnego człowieka?